W ciągu ostatnich kilku dni mój grafik napięty był do granic możliwości. Mianowicie chorowałem, a co się z tym wiąże nie chodziłem do pracy. Mógłbym powiedzieć, że miałem czas na malowanie, ale niestety nie miałem na to sił. Miałem za to czas na przemyślenia odnośnie dalszego malowania. Biorąc pod uwagę, że ze względu na okres przedświąteczny portfel właściwie świeci pustkami musiałem zdecydować się na coś co mam i do czego mam również potrzebne farbki co by nie musieć wydawać pieniędzy (ee.. jakich pieniędzy?).
Przeglądając kolekcję nierozpakowanych nawet figurek muszę przyznać, że nie mogłem się zdecydować. Po pierwsze, troszkę tego jest. Czekają na mnie: Doom Wheel, Screaming Bell, Warp lightning cannon, Rat Ogres, Clanrats, Lord Skrolk, Giant Rats, Queek, Warlord, Skweel, Doom-flyer (który nota bene dostałem od mojej dziewczyny) oraz cała Wyspa Krwi no i resztki batalionu w postaci Plague Monks. Odrzuciłem od razu Clanraty. Muszę od nich odpocząć. Na lordów się nie zdecydowałem, gdyż chcę się jeszcze podszkolić w malowaniu zanim się z nimi zmierzę. Maszyny, hmmmm za dużo kolorów, a co za tym idzie potrzeba zrobienia zakupów. Za metalowe figurki również jeszcze nie chcę się brać, ale ze względu na małą cenę i prostotę malowania pierwsze na warsztat pójdą w przyszłości giant rats. Zdecydowałem się więc na Plague Monks, a właściwie nie miałem wyboru :-) Mam do nich farbki, więc śmiało mogę pomalować troszkę. Myślę, że standardowo użyję odcieni zieleni. Troszkę dał mi jednak do myślenia niezastąpiony Oliver, który pisał troszkę o używaniu washa na monkach Zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. Jutro, albo dzisiaj zaczynam, a niebawem spodziewajcie się fotorelacji, a tymczasem Wesołych Świąt!A blog about figures
Komentarze
Prześlij komentarz